Mistorzstwa Polski MTB, Bardo, 10.09.2022

Trasa tegorocznych mistrzostwa była w pobliżu zeszłorocznych. Jednak ani jedna ścieżka, ani jeden metr tych tras nie pokrywał się.

Organizator przygotował dla nas 88km trasy, o łącznym przewyższeniu 2560m (wg Stravy). Trasa w większości była naprawdę piękna, prosta technicznie, szybka. Podjazdy nie były bardzo sztywne, nie trzymały. Zjazdy nie dawały się bardzo w kość (poza jednym o nim dalej). W pierwszej połowie było kilka singli, ale mało. Większość to była szeroka droga na której spokojnie można było wyprzedzać oraz czuć się bezpiecznie na zjeździe. W drugiej połowie weszło zdecydowanie więcej singli, tutaj jednak już grupa była mocno przegrupowana i tego wyprzedzania nie było, lub było go na tyle mało, że można było się cieszyć tymi singlami.

Jedynym odstępstwem od powyższego był zjazd z Ostrej Góry, tutaj jest pełny zjazd, ale sam początek był okropny, śliski (wilgoć), stromy, wąski, na twardych kamieniach o dużej płaskiej powierzchni przeplatany z korzeniami – bardzo, bardzo techniczny fragment. Długości może 200, może 300m. To był fragment gdzie zwyczajnie miałem świadomość, że moje umiejętności są zbyt ubogie abym przejechał to bezpiecznie.

Sam wyścig rozpoczął się w pięknym słońcu. Wystartowała elita wraz z licencją masters (faceci), następnie kobiety, a sektor nr 3 to były wszystkie osoby bez licencji lub z licencją Cyklosport (jeśli dobrze pamiętam i chłopak z którym rozmawiałem dobrze to zrozumiał). Ja startowałem z licencją Masters więc sektor 1. Znam swoje miejsce w szeregu, więc ustawiłem się na końcu grupy.

Nastąpił start, ale był to start honorowy. Prawdziwe ściganie zaczęło się jakiś 1km dalej, gdzie nastąpił start ostry. W poprzednim roku, to było tyle ścigania się dla mnie. Tyle widziałem zawodników. W tym roku jednak – jechałem swoim tempem które bardzo nie odstawało od grupy, byłem zaskoczony. Kilka minut po nas przeleciało obok część kobiet, po kolejnych minutach najlepsi bez licencji. Po chwili zacząłem wyprzedzać tych co nas wyprzedzili i takie tasowanie było już do samego końca. Nie wiem czemu ale szczególną uwagę zwróciłem na dwie panie z którymi się przeplatałem co 10-20 minut (trochę ja z przodu, trochę one).

Całość trasy objechałem tydzień wcześniej, więc bardzo dobrze wiedziałem gdzie i czego się spodziewać. Jechało się mi rewelacyjnie. Tętno względnie spoko, stabilne. Na podjazdach wysoko, na zjazdach odpoczynek. Trasa względem tego co przejechałem była trudniejsza, niestety całą noc przed wyścigiem padał deszcz, a i przez tydzień przed wyścigiem sucho nie było. Utworzyły się niewyobrażalne ilości błota. Tam, gdzie na objeździe było fajnie, twardo, to na wyścigu było grząsko i miękko. Warunki były takie same dla wszystkich.

Zjazd z Ostrej Góry był jeszcze bardziej niebezpieczny niż na objeździe, jeszcze bardziej ślisko, jeszcze bardziej mokro. A zawodnicy którzy przejechali wcześniej zryli całość i to też nie ułatwiło. Od samej góry zdecydowałem się sprowadzać, nawet na nogach miałem problem aby utrzymać się. Na tym zjeździe widziałem 6 upadków, niegroźnych, ale miejsce wyjątkowo zdradliwe.

Na jakieś 2h przed końcem widzę zbierające się czarne chmury – będzie ciekawie. Jednak wytrzymuje pogoda, nawet pojawiają się przebłyski słońca. Mija godzina i gdzieś z okolicy słyszę „bhuuuuu”, raz drugi trzeci – tak zaczyna się powoli burza gdzieś w oddali. Przyśpieszyć bardzo nie dam rady, może przejdzie bokiem. Zaczynam ostatni podjazd, gdzie tam przejdzie bokiem, zaczyna się ulewa. Temperatura z względnie fajnej/komfortowej 15* spada do 10*. Tylko to jest ostatni podjazd – dam radę. Wjechałem, zaczynam ostatni zjazd. Singielek. W okularach nic nie widziałem, całe w wodzie – zdjąłem. Bez okularów, kilka razy wpadła mi woda w oko, niestety czasami z piachem – też wiele nie widzę. Wolę jednak bez. Tutaj miałem problem aby znaleźć właściwą trasę na końcówce przy objeździe, więc miałem kilka zaskoczeń. Wjeżdżamy w drogę, która jest stroma, błotnista, śliska – wolno, ale jadę. Nie będę ryzykował puszczania hamulca (na objeździe leciałem bez hamowania). I nagle skręt w prawo, hmm, tego nie było wcześniej. I nagle „ooo to tędy jechać powinniśmy” – na objeździe kilka razy błądziłem w tym rejonie i nigdy nie przejechałem poprawnie, nawet tej drogi nie widziałem. Tutaj już miałem totalnie dosyć, zastanawiałem się czy nie poddać się i nie skrócić. Przejechać 80km i poddać się na ostatnich 8? No bez sensu. Później kolejny singiel (ale tym już jechałem) i wreszcie meta. Na miejscu, byłem przemarznięty, przemoknięty ale zadowolony. Przejechałem!

Wynik dla mnie jest naprawdę fajny. Nie byłem zajechany na maksa, ale miałem już dosyć. Mocniej nie byłem w stanie pojechać. Założenie miałem aby przyjechać względnie w grupie, co się udało.
Zająłem 162 miejsce z 183 którzy ukończyli, na starcie stanęło 203 osoby. Wynik naprawdę zadowalający jak na informatyka.
W kategorii wiekowej, jest ciut gorzej: 32 na 33 którzy ukończyli, ale na starcie stanęło 36 osób.
Ja jestem zadowolony, czułem się zdecydowanie lepiej na tym wyścigu, niż w zeszłym roku. Czuję, że mogę takie dystanse robić cyklicznie.

Statystyki:
Miejsce open: 162
Miejsce w kategorii: 32
Dystans: 88.01km
Przewyższenia: 2,557m
Czas jazdy: 5:46:36
Średnia prędkość: 15.2km/h
Można sobie całość obejrzeć tutaj: https://www.strava.com/activities/7785365342

Czas jazdy względem Srebrnej Góry taki sam, dystans jednak jest o 8km dłuższy tutaj, pozostałe statystyki są podobne. Jest moc.

Teraz pytanie co dalej? Może w końcu 1080?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Proszę dokończyć równanie: * Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.