Tutaj już wiedzieliśmy czego się spodziewać. Na dzień dobry spokojnie, później w górę lekko. Ogólnie to był dzień gdzie nie było jakiś szczególnych trudności ze strony trasy. A jednak zapamiętamy go wszyscy bardzo dobrze.
Wąska ścieżka, tak to jest ten dzień, gdzie trzeba było rower na tylne koło postawić, skręcić kierownicą, bo inaczej się nie zmieści tak wąska ścieżka była.
W tym dniu zjazdy nie były długie, poza ostatnim.
Ale zanim dojdziemy do tego, to jeszcze chwila o jednej z atrakcji. Gdzieś tam pojawił się naprawdę fajny zjazd, mocno techniczny. Jechałem go na końcu. Gdy dołączyłem do grupy, zobaczyłem jak wszyscy się kąpią w wodospadzie 😀
Sam do końca nie miałem potrzeby, czy chęci tam wskakiwać, nie chciałem moknąć. Jednak gdy szedłem zrobić zdjęcie, pośliznąłem się i wpadłem do wody. W takiej sytuacji to było już wszystko jedno 🙂
Ostatni zjazd. To nawet cały wpis na to się by nadał. Cały zjazd (od tego pagórka w okolicy 47km) to ponad 1000m w dół. Technicznie, po kamieniach, prawie cały czas. Doskonały trening wybierania ścieżki czy analiza jak jechać. Zjazd bardzo męczący, za połową już miałem mocno go dosyć, ręce mnie zaczęły boleć. Był straszny.
Podsumowanie wszystkich dni, jest tutaj