Wyścig w Kielcach zamyka cykl MTB Cross na rok 2025. Wyścig ten słynie z trudności jakie stawia przed zawodnikami. W przypadku tego konkretnego wyściu, dodatkowo pogoda dodała swoje dwa grosze.
Pogoda dla mnie jest jednym z kluczowych aspektów, jak jest fajna przyjemna to przyjemność z jazdy jest dużo większa. W tej słabszej, jak właśnie na wyścigu w Kielcach, cóż stawia dodatkowe wyzwanie.
Deszcz padał na dzień przed, a i cały tydzień przed sucho nie było. Wiadomo więc, pylić się nie będzie. Na starcie raz pada mżawka, raz nie pada. Jest chłodno, ok 10 stopni. Jednak pogoda jest taka sama dla wszystkich.
Start ulokowany był na stadionie lekko atletycznym, z którego pojechaliśmy DDR w stronę skoczni „na stadionie”. Tutaj pojawił się pierwszy podjazd – pod skocznię, śladem wyciągu. Następnie w lewo, granią. Szybki zjazd, kolejny podjazd…. w sumie to tak można długo.
„Zwiedziliśmy” oba single w Kielcach. Ze 3 lub nawet 4 razy wjeżdżaliśmy na „Telegraf” (i bliskie okolice). Na trasie jedno mnie zaskoczyło. Było ślisko, ale spodziewałem się, że będzie tragedia – a nie było. Miejscami było okrutnie, miejsca które normalnie przejeżdżam trzeba było prowadzić, bo marzące się błoto… ale takich punktów było dosłownie kilka, większość to były solidne, twarde ścieżki.
W drugiej połowie zaliczyłem jakiś zjazd mentalny, miałem dosyć, nogi się nie kręciły, ale umysł nie był w stanie wymusić przyśpieszenia. Kilka osób powiedziało, że miał podobne odczucia.
Wyścig ciężko uznać, za udany, przyjechałem daleko w drugiej połowie zawodników.



FOTO: Michał Stańczyk + Osoba towarzysząca Karolinie Kruszyńskiej