Pierwszy raz o tej pozycji usłyszałem nawet nie wiem kiedy. Okazało się, że w mojej bibliotece gier na Steam mam Metro 2033, nawet grałem w tą grę, ostatni raz w 2012 roku… więc trochę ją mam.
Niedawno o niej mi wspomniała znajoma, uznałem: czemu nie? Po Katarzynie Bondzie mam ochotę na jakąś odskocznie do normalności, a więc wojna atomowa, mutanty, zwidy, zjawy i nawet nie wiem co jeszcze będzie idealne.
Akcja książki dzieje się w moskiewskim metrze w 2033 roku, ileś lat po wojnie atomowej. Bohaterem jest sierota, Artem. Na co dzień pracuje on w „fabryce” grzybów/herbaty, ale też pełni dyżury na posterunku pomiędzy tunelami. Wszyscy dostrzegają, że coś się zbliża, że niedługo nastąpi jakiś kataklizm. Pojawia się Hunter, który prosi Artema o przedostanie się do dowództwa i przekazanie im meldunku…. Artem może podjąć się tej misji, ale może ją też odrzucić.
Książka o wyborach, o podążaniu obraną ścieżką, o przeznaczeniu. Trochę przypomina „Władcę Pierścieni” Tolkiena, ale jest przyjemniejsza, bardziej nastawiona na wybór a nie na logiczną spójność.
W mojej opinii warto przeczytać, pomyśleć o konsekwencjach i oddziaływaniu na innych swoich działań. Po przeczytaniu tej, mam zamiar sięgnąć do kolejnej części.
Ocena: 4-/5.
Nie podobało mi się ciągłe zagrożenie, masa sytuacji krytycznych, ale dzięki zbiegowi okoliczności… trochę za dużo tego było.
Podobne odczucie mam co do kontrastu sąsiadujących ze sobą stacjami, to faszyści, to komuniści, fanatycy religijni. Za dużo ich, za blisko siebie. Acz rozumiem co chciał autor przez ten zabieg zrobić.